niedziela, 24 kwietnia 2011

128. Wielkanoc

Miałam wrzucić zdjęcia moich wypieków, ale nie mogę znaleść kabla do aparatu, nie mówiąc już o samym aparacie ^^ włączyło mi sie adhd i upiekłam 4 blachy muffinek które rozpełzły się po moich znajomych (nawet listonosza i światków jehowach nimi napasłam), upiekłam też dziwny sernik i babkę z prawie samego cynamonu. Zrobiłam roladę serową i doprawiłam bigos, i upiekłam mięso.
Babcia nawet dała mi swój fartuszek, mówie Wam - perfekcyjna Pani domu ze mnie.

To stwierdzenie oczywiscie przypomina mi, że muszę zabrać sie do roboty i ogarnąć to co jest do ogarnięcia, bo nie wypada mieć w domu burdelu (którym tak w ogóle ładnych dziwek brak :D). Swoją drogą jak to jest - sprzątam  i dalej mam burdel, dalej wszystko wysypuje mi się z szafy, dalej nic nie mogę znaleść - dziwne.

Pochwalę się ze wczoraj byłam w kościele.
Właściwie pod kościołem bo w nim samym mie było miejsca. Przeżycie duchowe żadne  , w ogóle ksiedza nei słyszałam ale po opiniach ludzi ( "Niech ten debil już skończy ", " Co on odpierdala" "Krysia zjedz tą babeczke która upadła" itd) wnioskuje, że troche przydłużał.
Swoją drogą najbardziej urzekły mnie kreacje a la kurwy prezentowane przez 17-20parolatki. Mini. Platformy. Dekolty.  Ogólnie czułam sie jak mniszka. (modliszka też)
Od razu mówię ,ze załuje ze polazłam z tym koszyczkiem bo
a) jakiś troglodyta z łańcuchem na szyi leżał mi na plecach i właściwie opierał swoją głowę o moje ramię
b) jakiś 4 latek złapał mnie za pierś, co było miłe bo był uroczy ale oburzam się dla zasady
c) spotkałam miliony znajomych i nikt mnie nie poznał.
Ok
bo nigdy nie skończę.

Życze Wam wszytkiego najlepszego z okazji tych świąt. Żebyscie spędzili je z ludzmi których kochacie, w miejscu które jest dla was bliskie. Niech rozpieszcza Was pogoda, oraz króliczek - zombi ( wiem kto go zabił, spokojnie). Ogólnie Wesołego Alleluja  czy jak to sie mówi :P

I jako, że nikt mnei nie chciał 'zbawić' przed świetami
 ale wiadomo... ;)
a nawiązując do mojego ulubionego kawału : 


środa, 20 kwietnia 2011

127. Think that you need a little riddle down the middle

Mam mało czasu.
Ona jest tuż tuż.
Kolejne dni mijają w odwrotną stronę, powinnam isę śpieszyć, powinnam coś robić.
Zapewnić sobie obronę.
Przygotować się. Walczyć.
Nie wiem na co mam być gotowa, nie wiem co robić.
Potrzebuje tego czego nigdy nie dostanę. Czasu.

Tak, do daty obrony mojego licencjata coraz bliżej.



Zrobiło się ciepło.Wiecie - wiosna, lato i te sprawy.
Do 11maja  muszę wysmarować resztę mojej pracy, 17 chciałabym pojechać na Noc Muzeów do W. Do tego mam jak zwykle do obejrzenia milion trzy filmy, i przeczytać kilka tuzinów książek. Na naukę nie mam czasu bo chce spotkać się z ludźmi których nie widziałam od wieków i których muszę zabić opowieścią o pt. "co tam u mnie". Postanowiłam być wredna i nie odpowiadać jednym zdaniem tylko streszczać z detalami jak wszystko co mnie otacza jest skomplikowane.
Zrobiłam się jakaś strasznie empatyczna. Najgorsze w tym jest to, że to chyba nie jest pożądana cecha.  Zupełnie jakbym miała jakiś wstydliwy sekret. Coś w stylu : Patrzcie na NIĄ ona MARTWI się o ludzi.  Postanowiłam jednak nie być taka jak ludzie których znam. Tzn będę się przejmować, będę się wtrącać, nie będę mówiła ze mnie to "nudzi" "nie interesuje" "śmieszy" itd. Takie moje postanowienie na święta.

Gdzieś między postami poza byciem rudą, rozpieprzonym kolanem, niemożliwością dogadania się z osobą za którą strasznie tęsknie ale ewidentnie nie potrafimy już ze sobą rozmawiać, udało mi się zobaczyć na żywo kabaret Limo.
Nie wiem czy jest ktoś kto nie słyszał o mojej wielkiej miłości do Leszka i reszty. Kolejna konfrontacja moich wyobrażeń z rzeczywistością okazała się kompletną porażką. Tzn nie powiem "było śmiesznie" , chociaż liczyłam na to, że będzie "genialnie".
Ostatnio też nie mogę obejrzeć żadnego bardzo dobrego filmu. Męczę dalej filmy oskarowe (oraz mniej ich mam do obejrzenia) byłam z K i Mz na "Oczach Julii" i "Rytuale" i ..nic. Wszystko jest totalnie wtórne. To było w filmie X a to Y.  Słabe role dobrych aktorów, liniowa fabuła i zabawne sceny w momentach w których nie powinno mnie nic śmieszyć. Dobrze, że w kinie mam  sobie z kim  pogadać. Co prawda tematyka tych rozmów powala ('jakby profesor J. był superbohaterem zabijałby studentów swoją grzywką" albo  "patrz te żaby pod stołem się pier***) ale niewątpliwie warte są 16zł wydanych na bilet;)





sobota, 2 kwietnia 2011

126.

Wszystko musi być ostatnio takie skomplikowane. Powinno świecić słońce, a ja z radością powinnam uderzać w klawiaturę tworząc moją jakże urocza pracę licencjacką. Powinnam mieć jakieś plany na przyszłość  i nadzieje. Powinnam cieszyć się tym co przede mną. Pisać wesołe posty , pełne zieleni. W końcu zielony jest kolorem nadziei.
Szczerze nic mi się nie chce. Zawieszenie w próżni czasu. Za dzień , za dwa. Nigdy.
Właściwie to nie wiem co zrobić, czy w ogóle powinnam coś robić. Czy rozmawiać czy po prostu wzruszyć ramionami. Za dużo myślę, ponosi mnie wyobraźnia, gnębią problemy innych. Za dużo gadam o rzeczach których nie powinnam, złoszczę się i uśmiecham. Okropna dziś pogoda. Wytłumaczę Wam swój nastrój i dopije kawę. W sumie do niczego to nie prowadzi.
Kolejny post opatrzony datą. Archiwizacja. Utylizacja wspomnień.

Był pierwszy dzień wiosny, był pierwszy dzień kwietnia, były kolejne terminy i ważne daty. Kolejne  znaczące momenty bez znaczenia. Sabotuje swoją przyszłość ze skutecznością terrorystów z 11 września. Czuje się bojowniczką o wolność i przeciętność.

Kilka uśmiechów. Będzie dobrze. Pierdole chandrę, depresje, stany lekowe i strach.
 Będzie dobrze.

        Wszyscy mamy swoje powody.