niedziela, 20 marca 2011

125. C'est la vie, c'est la mort. C'est comme ci.

Ociągam się w pisaniu. 
I bloga, i opowiadania (na które 'naciska redaktor naczelna' - padam ze śmiechu;) i licencjata (na którego z kolei nikt nie naciska, ale terminy ciągle się przesuwają). Ogólnie ostatnio realizuje się w inny sposób. W sumie 'sposób" ten jest po prostu brakiem 'sposobu' ale każdy argument usprawiedliwiający moje ciągłe opierdalanie się jest dobry. Dodatkowo czytam Palahniuk'a wiec już w ogóle mi odbija. 'Po prostu jesteśmy'. Itd.

Czujecie wiosnę ?
Jest coraz cieplej (dziś w parku spotkałam dziewczynę w bluzce na ramiączkach - ja i moje rękawiczki z różowymi tygrysami trochę się zawstydziłyśmy) , coraz bliżej końca świata, ptaszki śpiewają, kotki się marcują a jakieś pary pierdolą w krzakach. Ja natomiast znów wpadłam w rytm tydzień - weekendowe imprezowanie, który już nie kręci mnie tak jak wtedy kiedy miałam naście lat. Właśnie : ostatnio dotarło do mnie, że teoretycznie nie jestem już 'nastolatką'. Po prostu - niesamowite.

A propos ptaszków.
Namiętnie szukam jakiegoś ciucha z motywem 'ptaszków' (takich  zwierzątek - ornitolodzy Wy jedni :) ale nie o tym chciałam wspomnieć rozmawiałam z babcią o cenie piersi (proszę sie uspokoić) z kurczaka - zatrważająco wysokiej - i wpadłam na genialny pomysł, żeby przerzucić się na gołębie.
Zalety  :
- są za dramo
- z dostawą do domu (pchają się na parapet w kuchni)
- pióra są modne
Wiecie : jeden do rosołu, po jednym na osobę i do piekarnika. Właściwie układ idealny bo władze mojego miasta na pewno walczą z nimi bo wszystko obsrywają. Niestety babcia mnie zgasiła stwierdzeniem ,ze sa twarde i łykowate. 

W środę (wreszcie ! nareszcie !)obejrzałam  "Salę samobójców". Seans okazał sie małym koszmarkiem (wszyscy żarli popcorn, siorbali cole albo świecili mi po oczach telefonami)  ale po wyjściu z kina byłam zachwycona filmem. Na prawdę byłam nim oczarowana.
Z biegiem czasu mój entuzjazm osłab. Chociaż może inaczej - zaczęłam się zastanawiać nad tym czy zobaczyłam na prawdę to co powinnam zobaczyć w tym filmie. Nie jest to na pewno opowieść o tym jak internet skłania do samobójstwa a raczej do tego jak daleko jest w stanie posunąć się człowiek próbując uciec od swojej samotności. Właściwie nie jestem już pewna niczego. Dlatego z dłuższą refleksją poczekam do momentu kiedy zobaczę go po raz kolejny - a i wtedy  nie gwarantuje, ze napisze coś 'konkretnego'

C'est la vie, c'est la mort
C'est comme ci, c'est comme ci, c'est comme ça.

***





piątek, 11 marca 2011

124. W Sam Raz

Miałam ochotę trochę pomarudzić i pojęczeć, ale moje problemy są niczym przy problemach innych. W sumie sama  jestem za nie odpowiedzialna i na prawdę powinnam dalej wyznawać 'optymistyczna filozofie', bo przecież za parę miesięcy uwolnię się (tak,obiecuje) od pewnych myśli. To nie będzie miało żadnego znaczenia. Chyba.

***
Obok mnie padają kolejne świątynie myśli, filozofii i aktów wiary. Ile bym dała za to, żebym mogła kogoś w pełni potępić i skazać na wieczne potępienie w którym z kręgów piekła. Szukam usprawiedliwień.  Brak bliskości, miłości, wszystkiego. CO kieruje ludzmi? Potrzeba bezpieczeństwa czy bardziej ich egoizm? Strach? 
Pustka. 
Moja empatia zmienia się w trzygłowego potwora. Męczy mnie to wszystko. Nie zbawię świata, szczególnie, że nie próbuje. Współczuje i żałuje. Nie ma znaczenia, że nie śpię przez problemy innych. To, że martwię się i boje o kogoś w ogólnym rozrachunku nie ma znaczenia. Nie chodzi nawet o to, że mam problemy z relacjami z innymi ludźmi, po prostu nie jestem nikim ważnym w ich życiu. Zresztą to działa w dwie strony.
W 40 sekund zapominam o problemach innych i stawiam nad nimi kolor moich paznokci . Próżna egoistka, ze mnie, ale nigdy nie mówiłam ze jesteś świętą. (Mówiłam. "Święta bez serca"., alleluja wyznawanie  Palahnika. -parafrazując cytat z Control).
Paradoks. Jednocześnie martwię się  i mam to gdzieś, albo raczej nic ze mojego zamartwiania się nie będzie dobrego. W ogóle nic.

Straszne głupoty. 
Wiem.
***


1. Ja tak sobie marzę, że jesteśmy w siódmym niebie,
że nadszedł czas i w sam raz trafiło tam każde z nas.

Tak oczywiście, wybrałem milczeć, inaczej zniszczę.
I z tą pieśnią zostałem sam, bo tobie brak słów,
których ja już nie mam.

Refren:
I mówią mi, że Twoje serce tak chciałoby rozbawić się.

I mówią mi, że Ty, że Ty chcesz więcej,
i cóż i cóż, że to co masz dla Ciebie jest w sam raz.

2. Proszę wybaczyć, że brak mi sił o ciebie walczyć.
Bo tak już jest ze drogo płaci ten który wybrał nic nie tracić.

niedziela, 6 marca 2011

123. Liczy się tylko to co teraz

Minął prawie tydzień od rozdania nagród Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej( o Oskary mi chodzi:)  a ja właściwie nie miałam okazji podzielić się z nimi (znacie Nikiego ?:>) moimi jakże (nie)trafionymi uwagami i spostrzeżeniami. Oczywiście poziom mojej wiedzy i inteligencji jest wprost na śmiesznym poziomie, ale chęć powymądrzania jest o wiele większa. Coś w stylu 
Miałam strasznie ambitny plan odnośnie filmów nominowanych który .. hm zrealizowałam :) Obejrzałam wszystkie ważniejsze tytuły, plus kilka takich które obejrzałam "bo powinnam". Reasumując wyniki tegorocznych oskarów bardzo mnie rozczarowały, ale nie zaskoczyły. 
Nie wiem jak to się stało, ale większość moich znajomych zachwyciła się filmem "Jak zostać królem".Wszyscy którzy do tej pory raczyli się horrorami ociekającymi krwią gdzie główna bohaterka ma większe cycki niż mózg, nagle w tej "subtelnej" "klimatycznej" i jakieś tam -cznej historii. Nie wiem dlaczego ale mnie film nie powalił na kolana. Właściwie on mnie nie zainteresował. Był zwyczajnie nudny. Krótko mówiąc tyle mam do powiedzenia w temacie, bo szczerze szkoda mi czasu na opisywanie jakie to było w nim wszystko "poprawne" i " takie sobie". 

Najlepszy film - "Jak zostać królem"
W kategorii najlepszy film właściwie nie było żadnego tytułu który moim zdaniem na zawsze wpisze się w światową kinematografię. Nie wyobrażam sobie bardzo dobrego "Czarnego łabędzia" puszczanego na polsacie dwa razy w roku jak Titanic. Nie mam ochoty obejrzeć jeszcze raz " DO szpiku kosci' ani "Incepcji". Właściwie obejrzałabym "Fightera" , ale to raczej chodzi o klimat z pogranicza "Zapaśnika" i "Rockiego" a nie o sam film. 
Swoją drogą żałuje, że nie będzie mi dane zrozumieć fenomenu "Jak zostać królem". 

najlepszy AKTOR PIERWSZOPLANOWY- Colin Firth
szczerze - nie miał konkurencji bo jest dobrym aktorem, którego dodatkowo lubię (i nie chodzi o to ze kocham go jako Pana Darciego;) Dobry był też J.Eisenberg w "The social Network" ale mam wrażenie, że chodzi raczej o osobowość aktora a nie o kunszt aktorski.

najlepsza AKTORKA PIERWSZOPLANOWA - Natalii Portman
niezła kreacja, ale sama rolą była świetnie rozpisana w scenariuszu. Myśle,że gdyby postać baletnicy zagrał ktoś inny również zgarnąłby oskara ale to tylko moje zdanie. Właściwie tak jak w przypadku aktora pierwszoplanowego mam wrażenie ze nominacje to tylko formalność. Właściwie akademia mogłaby sobie darować to wszystko, tą całą szopkę "niewiadomo kto wygra" i dać tą statułetkę od razu pani Portman i panu Firth

najlepszy AKTOR DRUGOPLANOWY - Christian Bale
zasłużenie - do tej pory przyznam się niedoceniony do tej pory przeze mnie ,ale obiecuje się poprawić. Właściwie tu nagrodę mógł też zgarnąć Jeremy Renner za "Miasto złodziei" (kurcze, to też na prawdę niezły film, pomimo tego ze pałam szczerą niechęcią do Bena Affleca jako aktora jako scenarzysta i reżyser sprawdza się) albo John Hawkes za "Do szpiku kości". Swoja drogą nie wiem jak to jest ale postacie drugoplanowe wzbudzają we mnie większe emocje niż pierwszoplanowe. Ostatnio oglądam filmy w których główni bohaterowie są żałośnie przewidujący i jednowymiarowi. Niby mają "więcej czasu" na zbudowanie swojej roli, ale w gruncie rzeczy ograniczają się do wygłaszania swoich kwestii.

najlepsza AKTORKA DRUGOPLANOWA - Melissa leo
ogladajac Fightera w ogóle nie zwróciłam na nią uwagi, tzn wiedziałam ze grała matkę głównego bohatera ale na litość boską gdyby postawili mnie przed plutonem egzekucyjnym nie potrafiłabym jej opisać. tzn pamiętałam ze miała dziwne włosy utrwalone zbyt dużą iloscią lakieru do włosów , ale w gruncie rzeczy to tyle. Podobne zresztą mam odczucia co do innej nominowana w tej kategorii (za ten sam film) aktorka Amy Adams która jest sztywna jak kłoda i nie potrafi grać :)
Właściwie to jedyna kategoria w której miałam swoją faworytkę : Heilee Steinfels. W Prawdziwym męstwie ta mała i wkurzała mnie i ciekawiła. Miała w sobie to "coś" to co ma w obecnych czasach mało aktorek. Mam nadzieje, ze jeszcze o niej usłyszymy. (nie wiem dlaczego ale cały czas myślę o tym w jaki sposób pożądał ją strażnik teksasu grany przez Matt Damona- po prostu 'chemia" )
Nie obraziłabym się w sumie też gdyby Oskara zgarnęła Helena Bonham Carter- właściwie to może za samą rolę w "Jak zostać królem"  ale za całko kształt jej pracy.

najlepszy REŻYSER - Tom Hooper
Zawsze zastanawia mnie ta kategoria. W sumie dość logiczne jest przyznanie statuetki reżyserowi najlepszego filmu, bo przecież to reżyser decyduje właściwie o wszystkim. Zatem T.Hooper dostał za "Jak zostać królem" i własciwie nie mam nic do dodania. Tylko ,ze osobiście uważam ,ze np. bracia Coen są o wiele lepszymi twórcami. W ich filmach widać to ze kochają kino ,a nie nagrody, czy pieniądze. No i David Fincher jeden z moich ulubionych reżyserów ( Fight CLub! Siedem!) No ..szkoda :)

Pozostałe kategorie nie są zbyt interesujące. No może jedynie bulwersuje mnie fakt ze za beznadziejną charakteryzacje nagrodę zagarnął "Wilkołak". Resztę Oskarów przyznano dość sprawiedliwie, chociaż właściwie w kategorii np. najlepsza piosenka, czy tez muzyka wszystkie nominacje były trafne.

Na zakończenie (nie postu, nie macie się co cieszyć ze przestanę :D , ale wątku Oskarowego) podzielę się swoim spostrzeżeniem na temat wspólnych wątków w filmach nominowanych w kategorii najlepszy film. Otóż zauważyłam ,ze w 3 tytułach pojawia się motyw ręki. W "127 godzin" główny bohater sieka sobie kończynę scyzorykiem, w "Do szpiku kości" dziewczyna trzyma dłoń martwego, rozkładającego się ciała swojego ojca podczas gdy jakaś paskudna baba piłą mechaniczną pozbawia go dłoni, no a w Toy Story 3 -rękę traci - Pan Bulwa :D

***
Jako ze prawo karne udało się w końcu zaliczyć na ocenę "dobrą" :D i to w "pierwszym terminie" , i dodatkowo pan doktor K. powiedział mi i K : ze możemy mieć satysfakcje, że widać ze się przygotowałyśmy (po prostu moje serce wariuje kiedy przypominam sobie młynki kręcone jego lewą dłonią nad moja pracą i jego słowa - "SPORO KONKRETÓW"- jara mnie to bezapelacyjnie) weekend upłynął mi bardzo powoli, leniwie na piciu, oglądaniu filmów i myśleniem o sobie. 
Doszłam do wspaniałych wniosków, że jestem super i w ogóle. Na prawdę moja próżna, egoistyczna natura doszła do tego, że mam prawie idealne życie, ogromnego życiowego farta itd. Właściwie próbowałam się też zastanowić co może mnie wpędzić w depresje ale nic takiego nie wymyśliłam  (no dobra w sumie jeden to studia które zbliżają się do zakończenia ,ale w sumie to dobrze bo oznaczają też "WAKACJE" co za tym idzie podróże, seks turystykę:D , alkohol i takie tam  oraz drugi - pewien głupi życiowy watek, którego 'nie rozumiem" ale obiecałam sobie sama nie ciągnąć go dalej bo "nie to nie" chociaż... dobra koniec z tym).

W ogóle muszę : 
ruszyć licencjata
jechac do W. 
upiec muffiny dla Mz
wytańczyć się
zobaczyć  tysiąc trzy filmy
upić sie 
zrobić coś głupiego

z naciskiem na to ostatnie.