niedziela, 6 marca 2011

123. Liczy się tylko to co teraz

Minął prawie tydzień od rozdania nagród Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej( o Oskary mi chodzi:)  a ja właściwie nie miałam okazji podzielić się z nimi (znacie Nikiego ?:>) moimi jakże (nie)trafionymi uwagami i spostrzeżeniami. Oczywiście poziom mojej wiedzy i inteligencji jest wprost na śmiesznym poziomie, ale chęć powymądrzania jest o wiele większa. Coś w stylu 
Miałam strasznie ambitny plan odnośnie filmów nominowanych który .. hm zrealizowałam :) Obejrzałam wszystkie ważniejsze tytuły, plus kilka takich które obejrzałam "bo powinnam". Reasumując wyniki tegorocznych oskarów bardzo mnie rozczarowały, ale nie zaskoczyły. 
Nie wiem jak to się stało, ale większość moich znajomych zachwyciła się filmem "Jak zostać królem".Wszyscy którzy do tej pory raczyli się horrorami ociekającymi krwią gdzie główna bohaterka ma większe cycki niż mózg, nagle w tej "subtelnej" "klimatycznej" i jakieś tam -cznej historii. Nie wiem dlaczego ale mnie film nie powalił na kolana. Właściwie on mnie nie zainteresował. Był zwyczajnie nudny. Krótko mówiąc tyle mam do powiedzenia w temacie, bo szczerze szkoda mi czasu na opisywanie jakie to było w nim wszystko "poprawne" i " takie sobie". 

Najlepszy film - "Jak zostać królem"
W kategorii najlepszy film właściwie nie było żadnego tytułu który moim zdaniem na zawsze wpisze się w światową kinematografię. Nie wyobrażam sobie bardzo dobrego "Czarnego łabędzia" puszczanego na polsacie dwa razy w roku jak Titanic. Nie mam ochoty obejrzeć jeszcze raz " DO szpiku kosci' ani "Incepcji". Właściwie obejrzałabym "Fightera" , ale to raczej chodzi o klimat z pogranicza "Zapaśnika" i "Rockiego" a nie o sam film. 
Swoją drogą żałuje, że nie będzie mi dane zrozumieć fenomenu "Jak zostać królem". 

najlepszy AKTOR PIERWSZOPLANOWY- Colin Firth
szczerze - nie miał konkurencji bo jest dobrym aktorem, którego dodatkowo lubię (i nie chodzi o to ze kocham go jako Pana Darciego;) Dobry był też J.Eisenberg w "The social Network" ale mam wrażenie, że chodzi raczej o osobowość aktora a nie o kunszt aktorski.

najlepsza AKTORKA PIERWSZOPLANOWA - Natalii Portman
niezła kreacja, ale sama rolą była świetnie rozpisana w scenariuszu. Myśle,że gdyby postać baletnicy zagrał ktoś inny również zgarnąłby oskara ale to tylko moje zdanie. Właściwie tak jak w przypadku aktora pierwszoplanowego mam wrażenie ze nominacje to tylko formalność. Właściwie akademia mogłaby sobie darować to wszystko, tą całą szopkę "niewiadomo kto wygra" i dać tą statułetkę od razu pani Portman i panu Firth

najlepszy AKTOR DRUGOPLANOWY - Christian Bale
zasłużenie - do tej pory przyznam się niedoceniony do tej pory przeze mnie ,ale obiecuje się poprawić. Właściwie tu nagrodę mógł też zgarnąć Jeremy Renner za "Miasto złodziei" (kurcze, to też na prawdę niezły film, pomimo tego ze pałam szczerą niechęcią do Bena Affleca jako aktora jako scenarzysta i reżyser sprawdza się) albo John Hawkes za "Do szpiku kości". Swoja drogą nie wiem jak to jest ale postacie drugoplanowe wzbudzają we mnie większe emocje niż pierwszoplanowe. Ostatnio oglądam filmy w których główni bohaterowie są żałośnie przewidujący i jednowymiarowi. Niby mają "więcej czasu" na zbudowanie swojej roli, ale w gruncie rzeczy ograniczają się do wygłaszania swoich kwestii.

najlepsza AKTORKA DRUGOPLANOWA - Melissa leo
ogladajac Fightera w ogóle nie zwróciłam na nią uwagi, tzn wiedziałam ze grała matkę głównego bohatera ale na litość boską gdyby postawili mnie przed plutonem egzekucyjnym nie potrafiłabym jej opisać. tzn pamiętałam ze miała dziwne włosy utrwalone zbyt dużą iloscią lakieru do włosów , ale w gruncie rzeczy to tyle. Podobne zresztą mam odczucia co do innej nominowana w tej kategorii (za ten sam film) aktorka Amy Adams która jest sztywna jak kłoda i nie potrafi grać :)
Właściwie to jedyna kategoria w której miałam swoją faworytkę : Heilee Steinfels. W Prawdziwym męstwie ta mała i wkurzała mnie i ciekawiła. Miała w sobie to "coś" to co ma w obecnych czasach mało aktorek. Mam nadzieje, ze jeszcze o niej usłyszymy. (nie wiem dlaczego ale cały czas myślę o tym w jaki sposób pożądał ją strażnik teksasu grany przez Matt Damona- po prostu 'chemia" )
Nie obraziłabym się w sumie też gdyby Oskara zgarnęła Helena Bonham Carter- właściwie to może za samą rolę w "Jak zostać królem"  ale za całko kształt jej pracy.

najlepszy REŻYSER - Tom Hooper
Zawsze zastanawia mnie ta kategoria. W sumie dość logiczne jest przyznanie statuetki reżyserowi najlepszego filmu, bo przecież to reżyser decyduje właściwie o wszystkim. Zatem T.Hooper dostał za "Jak zostać królem" i własciwie nie mam nic do dodania. Tylko ,ze osobiście uważam ,ze np. bracia Coen są o wiele lepszymi twórcami. W ich filmach widać to ze kochają kino ,a nie nagrody, czy pieniądze. No i David Fincher jeden z moich ulubionych reżyserów ( Fight CLub! Siedem!) No ..szkoda :)

Pozostałe kategorie nie są zbyt interesujące. No może jedynie bulwersuje mnie fakt ze za beznadziejną charakteryzacje nagrodę zagarnął "Wilkołak". Resztę Oskarów przyznano dość sprawiedliwie, chociaż właściwie w kategorii np. najlepsza piosenka, czy tez muzyka wszystkie nominacje były trafne.

Na zakończenie (nie postu, nie macie się co cieszyć ze przestanę :D , ale wątku Oskarowego) podzielę się swoim spostrzeżeniem na temat wspólnych wątków w filmach nominowanych w kategorii najlepszy film. Otóż zauważyłam ,ze w 3 tytułach pojawia się motyw ręki. W "127 godzin" główny bohater sieka sobie kończynę scyzorykiem, w "Do szpiku kości" dziewczyna trzyma dłoń martwego, rozkładającego się ciała swojego ojca podczas gdy jakaś paskudna baba piłą mechaniczną pozbawia go dłoni, no a w Toy Story 3 -rękę traci - Pan Bulwa :D

***
Jako ze prawo karne udało się w końcu zaliczyć na ocenę "dobrą" :D i to w "pierwszym terminie" , i dodatkowo pan doktor K. powiedział mi i K : ze możemy mieć satysfakcje, że widać ze się przygotowałyśmy (po prostu moje serce wariuje kiedy przypominam sobie młynki kręcone jego lewą dłonią nad moja pracą i jego słowa - "SPORO KONKRETÓW"- jara mnie to bezapelacyjnie) weekend upłynął mi bardzo powoli, leniwie na piciu, oglądaniu filmów i myśleniem o sobie. 
Doszłam do wspaniałych wniosków, że jestem super i w ogóle. Na prawdę moja próżna, egoistyczna natura doszła do tego, że mam prawie idealne życie, ogromnego życiowego farta itd. Właściwie próbowałam się też zastanowić co może mnie wpędzić w depresje ale nic takiego nie wymyśliłam  (no dobra w sumie jeden to studia które zbliżają się do zakończenia ,ale w sumie to dobrze bo oznaczają też "WAKACJE" co za tym idzie podróże, seks turystykę:D , alkohol i takie tam  oraz drugi - pewien głupi życiowy watek, którego 'nie rozumiem" ale obiecałam sobie sama nie ciągnąć go dalej bo "nie to nie" chociaż... dobra koniec z tym).

W ogóle muszę : 
ruszyć licencjata
jechac do W. 
upiec muffiny dla Mz
wytańczyć się
zobaczyć  tysiąc trzy filmy
upić sie 
zrobić coś głupiego

z naciskiem na to ostatnie.