Ten tydzień daje mi nieźle w tyłek. Bolą mnie pewne sprawy, nie chce wracać do innych. Czasami za bardzo zależy mi na szczęściu innych czasami na swoim. Martwię się i niczym nie przejmuje. Księciunio z bajki nie zwraca na mnie uwagi, praca licencjacka składa się z głupot, a ja odwołuje niedzielne spotkanie. Przeżywam 'katastrofę kolejową' i palę stojąc w głuchym polu, opierając się plecami o szynobus.. Jestem egoistka bo lubię po marudzić, i pojęczeć i przy tym się śmiać bo moje problemy są niczym dla innych. Czasami warknę, czasami tego żałuje. Po nocach gadam z ludźmi którzy już nie długo znikną z mojego życia. Jestem leniwa, mam ochotę na gorącą czekoladę i pieczenie muffinek. Mam ochotę rzucić wszystko w diabły i iść gdzieś gdzie powinnam być. Chciałabym żeby wiecznie padał śnieg, powietrze pachniało pomarańczami a limit na karcie nigdy się nie kończył. Leżałabym na łóżku albo rzucała się śnieżkami i tak całe dnie.
Wiem, że za parę dni może być mi smutno. Mogę w kółko słuchać dołującej piosenki. I pic za dużo kawy.
A może będzie jeszcze lepiej. Może wszystko się ułoży, może będę lepszym człowiekiem. I już więcej pewne rzeczy się nie wydarzą.
Dziś będę uśmiechać się bez powodu.
***