7 listopada, minął rok minął od opublikowania pierwszego posta na tym blogi.* Przez ten czas wiele rzeczy się zmieniło, wiele jeszcze bardziej się skomplikowało. Oczywiście w wielu przypadkach wina leży po mojej stronie; ale jak to śpiewa E.Piaf : " niczego nie żałuje" .
Oczywiście w wielu sytuacjach chciałabym móc postąpić inaczej, zaryzykować, ale głęboko wierze, że 'co ma być to będzie' wiec nie ma sensu się nad tym zastanawiać.
***
Miałyśmy iść z dziewczynami w tym tygodniu na jakiś wykład ale sam fakt stania pod salą tak nas rozbawił, że wolałyśmy się upić tanim, biedronkowym martinii niż wysłuchiwać rzeczy które mogą nam się przydać. Spodziewałam się efektu "nie czuje twarzy", oraz "ze mną się nie napijesz" tymczasem ja wytrzeźwiałam po chorej myśli, że współlokatorka K. była by idealna dziewczyną dla MZ i skończyło się na wysłuchiwaniu jęków Jg , że straciła wzrok i ,ze będzie się z kimś kochać później ( w senie uczuciowym oczywiście, zboczeńcy) i agresywnego zachowania K. wobec rachunków.
***
Pomimo tego ,ze oglądam seriale, maluje sobie paznokcie ciesze się, ze Go nie ma .
Tak nie jest łatwiej wręcz przeciwnie ; zżerają mnie wyrzuty sumienia, targają wątpliwości, cały czas rodzą się myśli o Kimś innym, nic nie jest łatwe, nic nie zostało rozwiązane, ale pewne rzeczy po prostu nie mają znaczenia.
Z takim podejściem daleko nie zajdę :)
***
Bo zapomnę, jakiś czas temu pisałam o pewnych rzeczach które wymagają ode mnie wielu nerwów ale mogą okazać się bardzo korzystne. Okazały się korzystniejsze na ok700zł, wdzięczność pewnego przystojniaka, oraz wizje wakacji w egzotycznym miejscu (chociaż to już inna bardziej dobijająca historia). Miałam się pochwalić wiec - się chwalę :)
***
Tak sobie przeleciałam pierwsze posty i, aż mi głupio bo mam wrażenie, że ciągle 'jadę' tam MZ.
W sumie w niektórych momentach mu się należy ,ale z drugiej strony w niektórych przypadkach było to działanie niezamierzone.