Znalazłam dobry powód, że tak długo zwlekałam z napisaniem tego posta.
Brzmi on następująco : nie chce tu pisać o pewnych wydarzeniach, ludziach i miejscach, które 'zdarzyły' się podczas ostatnich dwóch miesięcy. Nie ma to związku z tym, że byłam : lekkomyślna i spontaniczna, zupełnie jak dawniej i ,że jak dawniej robiłam rzeczy których racjonalnie nie można wytłumaczyć, ale raczej z tym, że wróciłam do marazmu który towarzyszył mi przez ostatni rok. Właściwie to jest gorzej bo przypomniałam sobie jak to jest kiedy wszystko jest oczywiste, i proste kiedy pije się szampana na Les Champ Elysees, ogląda prostytutki czytające romansidła w Amsterdamie czy ściga się na wózkach bagażowych
na lotnisku Tegel.
Zupełnie jakbym insynuowała to jakbym przez ostatni rok cierpiała na ciężka depresje, co nie jest oczywiście prawdą. Po prostu przez ostatnie miesiące czekałam na coś co nigdy nie nie wydarzy i zmarnowałam wiele okazji by to się wydarzyło. Wiem, kompletny bełkot, ale taka jest prawda.
* S.King 'Wielki marsz"