wczoraj podtapiając się w wannie dotarło do mnie, że za mna dopiero jedna trzecia wakacji. A juz popadałam w depresje spowodowaną ich szybkim upływaniem.
Jutro ostatni dzień praktyk, i ostatni leniwy letni dzień przed turne po Europie.
Przez ostatni miesiąc lapnęłam trochę księgowości, i zasad archiwizowania. Zdarłam sobie linie papilarne na ciągłym wpinaniu faktur i buty na lataniu do Banku, Urzędu Statycznego, Skarbowego, ZuSu i Krusu. Dałabym radę założyć firmę i dokonać wykupu mieszkania. Zapoznałam się z dress codem ( i przez 20 dni praktyk nie pojawiłam się w tym samym ubraniu dwa razy) i poznałam obyczaje panujące w biurze. Wnioski : całkowicie nie nadaje się do takiej pracy. Ale było/jest fajnie, wykazałam się i byłam wiele, wiele wiele razy chwalona (mój ulubiony komplement to : Oj Ty pracusiu !, może nie jestem tak leniwa jak myślałam).
1-4 lipca spędziłam na Opene'er Festiwal. Było..ekstremalnie, chociaż... Zresztą nieważne. Muzycznie rzecz biorąc : Pearl Jam wymiótł konkurencje - ich koncert był fenomenalny. Ale jak dla mnie najwspanialsza, najcudowniejsza była Grace Jones. Ach...żałuje, że odpuściłam sobie Gagę.
Mam do opowiedzenia tyle pokręconych historii. Na dziś (czas mnie goni) ograniczę się do historii o kaloszach. otóż jako wierna czytelniczka Glamoura wiedziałam, że na festiwal potrzebne są pojechane ...kalosze. (Przypomniała mi się mina MZ kiedy mu to powiedziałam) Moje były w kratkę. Były sliczne i w ogóle ... W kwestii wyjaśnienia na Opene'rz nie spotkałam się z czymś takim jak kradzierze, tak wiec moje kalosze stały przed namiotem, gotowe łazić ze mną po alkohol. Po jakieś wyjątkowo zakrapianej nocy odkryłam,że KTOŚ zabrał je. Pisze zabrał bo w zamian zostawił 50zł i butelkę Absoluta. Mówie Wam - taka kultura.
CDN :p